Nazywamy ją Władzia, chociaż w paszporcie widnieje bardziej dostojne imię. Ma prawie 20 lat, wiek sędziwy jak na konia. W oczach pokora i oddanie, bo tak naprawdę Władzia tylko po to się urodziła. Aby służyć człowiekowi.
Władzia eksploatowana w państwowej stadninie przez całe życie, jako matka stadna zachorowała na astmę. I nagle nie było już dla niej miejsca. Bo przecież generuje koszta dla machiny państwowej. Coraz starsza, coraz bardziej podupadająca na zdrowiu. W końcu dostaliśmy telefon od jednej z pracownic stadniny „błagam, weźcie, bo pójdzie na rzeź”. Mimo przepełnienia wzięliśmy i Władzie, i jej trzy koleżanki. Nic to, ze wszystkie klacze zarobiły na dobrą emeryturę w stadninie, bo poświęciły jej całe zdrowie i życie.
Władzia wtula chrapy w nasze ręce. Ciężko oddycha. Po chwili zwiesza głowę i dochodzi do swego parku na tyłach folwarku. Z daleka we mgle znika stary, państwowy koń, porzucony, niechciany, zapomniany przez świat.
Astma nasila się zawsze wiosną, kulawizna daje o sobie znać zawsze porankiem. Władzia coraz gorzej przyswaja, coraz częściej odpoczywa. Potrzebne są fundusze na Ventipulmin, aby Władka mogła swobodnie oddychać. Potrzeba też
syropów przeciwbólowych na stawy, suplementów na przyswajanie i witamin dla seniorów.